Aktualności
Wolontariat w Polsce
2020-12-14
„Co z tym wolontariatem – jak zmienia się pomaganie w czasie pandemii”-zaproszenie do udziału w debacie
2020-11-11
Miesiąc z wolontariatem – dołącz i skorzystaj ze wsparcia!
2018-10-23
Szkolenie dla koordynatorów wolontariatu „ABC zarządzania wolontariatem” – Wadowice
2018-10-16
Bezpłatne zajęcia z zakresu wolontariatu dla grup zorganizowanych
SALTROM – drugi dom
W ramach cyklu prezentującego oblicza krakowskiego wolontariatu zapraszamy do lektury wywiadu z Marią Rudawską, koordynatorką wolontariuszy w SALTROMIE Salezjańskim Ruchu Troski o Młodzież.
Z Marysią spotkałyśmy się w Oratorium w Saltromie, który mieści się przy Rynku Dębnickim. W Oratorium byłyśmy same, ponieważ wychowankowie korzystając z ciepłego dnia mieli zajęcia na polu.
BG: Na początku powiedz proszę parę słów o sobie: czym się zajmujesz, jak tutaj trafiłaś i zostałaś koordynatorem wolontariuszy.
MR: Precyzując, na pierwszym miejscu jestem wychowawcą, dopiero później koordynatorem.
BG: A co sprawiło, że podjęłaś się tej niełatwej funkcji wychowawcy?
MR: Inspiracja, ale może najpierw opowiem jak się tutaj znalazłam i troszkę o Saltromie, żeby można było to lepiej zrozumieć. Nie wiem, czy spotkałaś się już wcześniej z Saltromem, czy coś o nim wiesz?
BG: Tylko to, co wyczytałam z Internetu.
MR: Teraz zbliżają się wakacje i Saltrom organizuje obozy żeglarskie dla młodzieży. 2 tygodnie temu ruszyliśmy z zapisami, a już prawie nie ma miejsc. Tak fajne wakacje organizujemy! Sama trafiłam na taki obóz jako uczestnik mając 16 lat. To był pierwszy raz, kiedy zetknęłam się z Salezjanami. Był tam bardzo fajny ksiądz pełniący funkcję Komandora, szefa całego obozu i czuwał nad młodzieżą – był wychowawcą. Tak bardzo spodobało mi się jego podejście do nas, przede wszystkim bycie, potrafił nas zaczepiać, rozmawiać z nami i dzięki temu miał ogromny autorytet pośród nas. Tak bardzo zafascynowało mnie to podejście, że pojechałam na kilka kolejnych obozów, później zrobiłam kurs wychowawcy, następnie patent żeglarza, aż zostałam wolontariuszem w Saltromie.
Przez kilka lat dawałam korki z angielskiego, jeździłam jako wychowawca kolonijny na obozy, aż w końcu, parę lat temu, zaczęłam tutaj pracować. Od tej pory jestem wychowawcą, pedagogiem w świetlicy dla młodzieży – Oratorium, a później doszła mi funkcja koordynatora wolontariatu. Jeżeli ktoś chce być wolontariuszem u nas i chce się dowiedzieć na czym to polega, to jestem pierwszą osobą, z którą się spotyka. Przedstawiam mu co robimy, oprowadzam, a później rozmawiamy na czym mógłby polegać wolontariat, jakie są oczekiwania wobec siebie i na czym polegałaby nasza współpraca.
BG: Czym się zajmujesz jako wychowawca, bo w Twojej pracy nie chodzi o bierne bycie?
MR: Pod moją opieką jest świetlica dla młodzieży, która jest otwarta od poniedziałku do piątku między 15:00 a 20:00. Dla moich wychowanków jestem tak naprawdę wychowawcą, pedagogiem, psychologiem, czasem trochę terapeutą, czasem trochę mamą, ciocią, pielęgniarką, kucharką, bo też ich dokarmiamy, przyjacielem a nie koleżanką, kimś kto ich wysłucha, trochę nauczycielem, bo wciąż uczę angielskiego, taki wielofunkcyjny robot działający. Prowadzę również zajęcia kulinarne w każdy wtorek oraz czuwam nad innymi aktywnościami.
Dla podopiecznych jestem Panią Marysią, która z nimi dużo rozmawia, dużo słucha i z nimi przebywa. Tutaj nie wystarczy po prostu być, staram się żeby nasze relacje były dynamiczne, więc nie milczymy będąc obok siebie, a rozmawiamy, są interakcje. W naszym Salezjańskim credo chodzi o czynne bycie razem naszą młodzieżą, to jest tzw. „asystencja”, która została wprowadzona przez ks. Jana Bosko – naszego patrona, założyciela, szefem całego tego zamieszania (śmiech). Asystencja, najprościej rzecz ujmując, oznacza stałe bycie z i dla naszych wychowanków.
BG: Jaką rolę pełnią w Saltromie wolontariusze, czym mogą się tutaj zajmować?
MR: Wolontariusze przede wszystkim pomagają nam zajmować się podopiecznymi. Mogą działać u mnie – w Oratorium lub na górze w „Świecie Dziecka”. Teraz jak jest ciepło, na pewno słyszysz nasze dzieci na polu, to podopieczni korzystają z naszego placu zabaw, boiska i teraz też są z nimi nasi wolontariusze. Tak naprawdę jedynymi zatrudnionymi jestem ja – tutaj i Ania – w „Świecie Dziecka”, pozostałe osoby zajmujące się młodzieżą i dziećmi, to właśnie wolontariusze. Pomagają nam i dzięki nim nie mamy 30-stki osób na głowie – są naszym wsparciem. Oprócz takiego zajmowania się, wolontariusze dają korepetycje z różnych przedmiotów, pomagają odrabiać lekcje, jeżdżą z nami na obozy jako wychowawcy kolonijni. Poza tym jesteśmy bardzo otwarci na autorskie pomysły osób, które chcą tu u nas działać woluntarystycznie. Np. jeden z wolontariuszy prowadzi zajęcia elektrotechniczne: pokazuje różne mierniki, obwody, jak coś działa. Przyniósł nam także takie mądre klocki, które piszczą, świecą, wydają różne dźwięki. Ja z nich nic nie rozumiem (śmiech), ale chłopcy i starsi i młodsi są zafascynowani. Te zajęcia odbywają się u nas w czwartki.
Z kolei inny wolontariusz prowadzi zajęcia z tańca hip-hop, nie są one prowadzone co tydzień, ponieważ chłopak nie jest z Krakowa, ale przyjeżdża.
BG: Pamiętasz wolontariusza, który działał lub dalej działa i jest z Wami najdłużej?
MR: Dalej działa! Jest tutaj dziewczyna, która pojawiła się u nas jako 5-6 latka, teraz ma 27 lat. Na początku trafiła jako nasza podopieczna do „Świata Dziecka”, później została naszą wychowanką i była tutaj w Oratorium, a teraz działa jaka nasza wolontariuszka. Na co dzień ma stałą pracę, po której przyjeżdża do Saltromu. Tak naprawdę jest tutaj najdłużej z nas wszystkich: wychowawców, księży – wszyscy się wymieniali, a Paula jest cały czas od ponad 20 lat.
BG: Parę lat temu jeden z Waszych wolontariuszy otrzymał wyróżnienie na Małopolskiej Gali Wolontariatu.
MR: To właśnie Paula! Pomaga w świetlicy, gdy przygotowujemy jakieś przedstawienia, to jest ich reżyserem, przeprowadza próby, czuwa nad wszystkim. Oprócz tego jeździ z nami jako wychowawca w czasie wakacji. Myślę, że Saltrom jest dla niej drugim domem.
BG: Jak poszukujecie wolontariuszy, jakimi kanałami? Czy może sami Was znajdują?
MR: Nie poszukujemy, ponieważ sami do nas przychodzą. Zasługę ma w tym też współpraca z Regionalnym Centrum Wolontariatu, ponieważ dużo osób, które się do mnie zgłasza powołuje się na Was. Na początku zazwyczaj pytają, czy mogą przyjść zobaczyć jak to wygląda i, tak jak wspominałam wcześniej, umawiamy się, oprowadzam, opowiadam i rozmawiam z takim zainteresowanym. Większość zostaje i działa, co bardzo mnie cieszy. Wolontariusze, to często studenci i licealiści, zwłaszcza jeśli chodzi o tych działających w świetlicy z dziećmi, ale pośród pomagających są też osoby pracujące, również dające korepetycje i pomagające w Oratorium. Wśród takich osób są też pracujący w korporacjach!
BG: Tego się, szczerze mówiąc, nie spodziewałam (śmiech). Dużo jest takich osób z korporacji? Co je tutaj przyciągnęło?
MR: To jest dla mnie taki znak czasu, bo parę lat temu jeszcze tego nie było. Często przychodzą do mnie i mówią, że potrzebują zrobić coś z sensem. Grają w bilard, w piłkarzyki z moimi podopiecznymi, są z nimi, co mi bardzo pomaga, ponieważ w tym czasie mogę zająć się kimś innym lub czymś innym. I takich osób z korporacji jest całkiem sporo, to nie są 1 czy 2 osoby.
BG: Tu mnie zaskoczyłaś.
MR: Sama jestem zaskoczona, tym bardziej że w tym roku jest ich więcej niż w latach poprzednich (a pracuję tu już 6 lat). Dla mnie to znak, że ludzie czują wewnętrzną potrzebę robienia czegoś sensownego, pomagania, czynienia dobra, co sprawia, że czują się potrzebni i wiedzą, że to co robią ma ten sens, jest po coś.
BG: Myślę, że styczność z trochę innym światem, niż świat korporacji jest im bardzo potrzebny. Zazwyczaj takie osoby funkcjonują w trybie dom-praca-dom, a tutaj zderzają się z zupełnie innym światem i środowiskiem. Opowiedz trochę o swoich wychowankach: ich środowisku, dlaczego tutaj są.
MR: W Oratorium mam młodzież bardziej zawodówko-dębnicką, gimnazjalistów, są to osoby z różnych środowisk, a są tutaj, bo chcą, bo tego potrzebują. Nikt ich nie zmusza do przychodzenia do nas, nie mają nakazu. Tutaj czują się dobrze, bezpiecznie, bo są w miejscu, gdzie mogą zjeść za darmo, pouczyć się, uratować swoją sytuację w szkole, bo często mają ciężko, spotkają się z rówieśnikami. Wiedzą, że tu ktoś ich wysłucha, a nie będzie krzyczał. Mają tu drugi dom. Niejednokrotnie usłyszałam, że Saltrom, to jedyne miejsce, gdzie czują się bezpiecznie, bezpieczniej niż we własnym domu. Te wyznania są szczere i to właśnie są momenty, w którym wiem, że to co robimy jest dobre. Wychowankowie spędzają u nas czas wartościowo, ciekawie, organizujemy im różne zajęcie, o czym mówiłam wcześniej. Tutaj mają odrabianki, ciepły posiłek, bo staramy się ich mądrze dożywiać. Obiad, który tu dostają jest nieraz jedynym ciepłym posiłkiem w ciągu dnia jaki dostaną. Tak więc, przychodzą do nas bo lubią. Moje starsze chłopaki przychodzą do Saltromu od mniej więcej 10 lat, a pojawili się jako 7-8 latki.
Naszym wychowankom staramy się też przybliżyć Pana Boga. Oczywiście nie maltretujemy ich tą tematyką, nie prowadzimy zajęć religijnych, ale wiara jest dla nas ważnym elementem życia, więc przykładowo przed wspólnym posiłkiem zmawiamy modlitwę. Trwa to 15 sekund, a ten akcent jest. Na górze mamy również kaplicę, w której co 2 tygodnie jest Msza. Jest dla nas ważne, żeby pokazać podopiecznym, że jest taki Pan Bóg, który czuwa i ich kocha. Każdy z nas – pracowników kiedyś się z nim spotkał i chce przekazać dalej, że jest On kimś bardzo ważnym.
BG: Ilu macie podopiecznych?
MR: Dużo, bo kilkudziesięciu. W Oratorium jest miejsce dla 40, a w świetlicy dla 30. Według MOPSu, z którym współpracujemy oraz oficjalnych danych mamy 70 miejsc.
BG: I jak to jest być koordynatorem?
MR: Bardzo fajnie (śmiech) Bardzo, to lubię, bo przychodzą wolontariusze i to, że ich mamy jest dobre.
BG: Oprócz wsparcia wolontariuszy, współpracy z MOPSem, o której wspomniałaś, współpracujecie jeszcze z innymi instytucjami, organami administracji państwowej?
MR: Tak! Marszałek Województwa Małopolskiego zawsze patronuje naszym wakacjom. Oprócz tego Urząd Miasta, Bank Żywności, jest trochę tych organizacji, w tym fundacji korporacyjnych. Współpracą zajmują się nasze dziewczyny w biurze. Bez wsparcia nie moglibyśmy robić wielu rzeczy. Przykładowo nasze wakacje, obozy żeglarskie, są płatne dla uczestników, ponieważ są otwarte – może się zgłosić każdy, nie tylko nasz podopieczny, ale dzięki wsparciu te wyjazdy są dużo tańsze niż te organizowane przez biura podróży. My nie robimy na tym biznesu, bo nie o to nam chodzi, dlatego co roku walczymy o te dofinansowania do miejsc. Dlatego też na obozy jeżdżą z nami wolontariusze, nie wynajmujemy kadry za pieniądze. W zamian za pomoc jaką od nich otrzymujemy, mają fajne wakacje.
W tym momencie do Oratorium wszedł jeden z wychowanków
MR: Dzień dobry! To jest Maciek, a to jest Basia, która robi wywiad. Chcesz coś powiedzieć o Saltromie? Co tu robisz Maćku?
Maciek: Dużo rzeczy, odrabianki na przykład. Saltrom to bardzo miłe miejsce, miła atmosfera, wszystko
MR: I coś jeszcze robisz, np. w czwartek za tydzień.
Maciek: Zajęcia kulinarne
MR: To we wtorki, a w czwartki?
Maciek: Zajęcia z hip-hopu. Jedyne które fajne (śmiech)
MR: A pamiętasz kiedy do nasz przyszedłeś?
Maciek: Chwileczkę… 8 lat temu, teraz mam 14 lat
MR: Takich długotrwałych mamy podopiecznych
Maciek: Harry
MR: Harry też, 3 lata starszy od Maćka
Maciek: Wracam, powodzenia!
Maciek wrócił do kolegów przebywających na zewnątrz
MR: U nas, jak widać jest trochę na luzie, tworzymy taki dom, bo na tym nam zależy. Za mną jest mała kuchnia, gdzie mogą sami się obsłużyć, zrobić sobie herbatę, ale wiedzą, że mają po sobie umyć. Po domowemu.
BG: Czyli nie tylko fajna zabawa, ale też odpowiedzialność
MR: Wymagamy pewnych rzeczy. Ustaliliśmy pewne zasady, których przestrzegamy. Trzeba być kulturalnym, należy się do siebie kulturalnie odnosić. Moich chłopców gimnazjalno-zawodówkowych również to dotyczy i czasem im to przychodzi z trudem, ale starają się. Nasza miłość do nich też objawia się przez to, że pewne rzeczy muszą być przestrzegane. Zasady są też ważne dlatego, że oni czują się z nimi bezpiecznie. Owszem, czasami się trochę buntują, ale gdyby ich nie było, to by to dla nich nie było dobre.
BG: Miałaś kiedyś duży problem z wychowankiem?
MR: Pewnie. To jest praca z ludźmi. Wychowankowie, którzy przychodzą, to są najczęściej osoby z rodzin z problemami. Zajmujemy się takimi osobami, które pochodzą ze środowisk zaniedbanych wychowawczo. Nie jesteśmy dla tych, którym jest w życiu super, nie z takimi pracował ks. Bosko. Oczywiście, jeśli ktoś przychodzi tutaj, to go nie pytam, czy ma problemy. Do nas może przyjść każdy, ale prędzej czy później takie rzeczy wychodzą. Najlepiej rozmawiać przy bilardzie, bo nie jest to rozmowa wprost. Gramy, jest między nami stół, każdy ma w ręku kij, bile wpadają i przy okazji rozmawiamy na tematy błahe, a później mniej błahe. Wracając do problemów, to czasami są sytuacje, gdzie muszę komuś powiedzieć, że musi wyjść z Saltromu, ale zdarza się to bardzo rzadko. Jeśli np. komuś powiem, że jeszcze jedno brzydkie słowo i wychodzi, to muszę być konsekwentna. Tutaj, w Oratorium, wiedzą, że ich wspieram, jestem po ich stronie, ale też wymagam, żeby pewne rzeczy robili i zachowywali się w ten, a nie inny sposób. Nie przychodzą tutaj pod wpływem, tutaj nie palą. Dogadujemy się.
BG: Na koniec powiedz mi, co Ty zyskujesz swoją pracą w Saltromie?
MR: Oprócz zmęczenia (śmiech), to ja to bardzo lubię. Nie robiłabym tego przez tyle lat, gdybym tego nie lubiła, gdybym nie czuła, że to jest coś mojego, nie miała poczucia, że to jest moje powołanie i Pan Bóg mnie tutaj widzi i dał mi talent do współpracy i bycia z młodymi ludźmi. Moja praca daje mi również ogromną radość, czasem satysfakcję, a czasem nie, ale na pewno jest to coś co chcę robić. Nie mówię, że całe życie, ale nie jest to przypadek, że tutaj jestem. Myślę, że każdy z nas – pracowników, włącznie z ks. Szefem, jest w Saltromie, bo chce działać z młodzieżą i iść za ks. Bosko. Chcemy podążać jego drogą i wdrażać jego sposób wychowawczy – prewencyjny. Jest to system uprzedzający, polegający nie na karaniu za to co jest złe, tylko na byciu z naszymi wychowankami. Tak próbujemy im zorganizować czas i przestrzeń, żeby im się nie chciało zrobić złych i głupich rzeczy, tylko chcemy ciągnąć ich ku temu co dobre i by to było w takiej łagodności i rodzinnej atmosferze.
BG: Dziękuję za inspirującą rozmowę.
Wywiad przeprowadziła Barbara Guca z Regionalnego Centrum Wolontariatu w Krakowie
Artykuł powstał w ramach projektu „Centrum Obywatelskie” współfinansowanego ze środków Gminy Miejskiej Kraków.